fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (44)
„The Book of Disquiet” Fernando Pessoa, wydanie Serpent’s Tail, London 2010, rozpoczyna zdanie: „Sometimes I think I will never leave Rua dos Douradores". Książkę kupiła Ola w BERTRAND LIVREIROS - najstarszej na świecie księgarni operującej w tym samym miejscu. Poświadcza to pieczątka przybita przy kasie na stronę tytułową. Pessoę pożyczyłam od córki na lot powrotny do Warszawy, ale zaczęłam czytać jeszcze w Lizbonie i, 18 września, odnalazłam Rua dos Douradores.
Bogdan Tosza Starszy od rówieśników
Jego głos prowadził innych i to w bardzo trudnych czasach, kiedy etyka, a wręcz przyzwoitość wystawiane były na częste próby. Miał naturalny talent przywódczy. Wiedzieli o tym reżyserzy, którzy go chętnie obsadzali, wiedział on sam. Nieprzypadkowo jego najlepsze filmowe role to major Henryk Sucharski w "Westerplatte" Stanisława Różewicza i dyrektor Pajączkowski w "Szpitalu przemienienia" Edwarda Żebrowskiego. Zapytany, jak to się stało, że tak młodo - nie miał jeszcze trzydziestu lat - został dyrektorem teatru, odpowiedział: „No cóż, ja zawsze byłem starszy od rówieśników”.
Beata Bolesławska-Lewandowska Taki był Karol?
Od dawna mam własny obraz Karola Szymanowskiego, więc może raczej szukam w tych nowych, poświęconych mu książkach, potwierdzenia własnych przekonań? Czy dlatego wciąż wydaje mi się, że najcelniej opisywali Szymanowskiego Iwaszkiewicz i Mycielski? Znali go doskonale i to od każdej strony. Nade wszystko jednak cenili jego muzykę i to w niej upatrywali wartość, której należy bronić. Nie widzę w ich tekstach budowania mitu Szymanowskiego. Raczej niezbędną po wojnie obronę artysty o niesłychanej skali talentu i życiorysie (także obyczajowym), który w PRL nie mógł być przecież otwarcie dyskutowany.
Joanna Olczak-Ronikier Dobre książki dla młodzieży
Nowe, trzy tomy cyklu o doktorze Dolittle przetłumaczone zostały podczas okupacji, w ostatnim, siódmym z kolei schronieniu, które dla mojej babki i matki, skazanych na śmierć za żydowskość, znaleźli przyjaciele. Był to malutki pokoik na tyłach budynku profesorskiego Politechniki Warszawskiej przy ulicy Koszykowej, ukryty za półkami. Spędziły tam obie czternaście miesięcy, między lipcem 1943 a sierpniem 1944. Wtajemniczony woźny przynosił im jedzenie i był jedynym kontaktem ze światem. Nie podchodziły do okna. Uważały, by w ciągu dnia zachowywać się bezszelestnie. Co robiły, żeby nie zwariować? Matka napisała wtedy powieść "Światłocienie" – pełną słońca opowieść o malarskim plenerze w Kazimierzu. Babka z doktorem Dolittle wędrowała po księżycu. Dotrzymywały im towarzystwa śpiewające drzewa, mówiące rośliny, owady i ptaki żyjące w najlepszej komitywie.
Jerzy Stempowski Korespondencja z Krystyną Marek (4)
Łudziłam się jeszcze, że po tryumfie nad Francją i zawojowaniu kontynentu bestia się trochę uspokoi. Strasznie jest ciężko żyć mniej więcej normalnie ze świadomością tego, co tam się dzieje, dzień w dzień i noc po nocy. Mam wrażenie, że na to, aby tam przeżyć szary, zwykły dzień powszedni, trzeba więcej bohaterstwa niż do lotów nad Niemcami. Wraca stary motyw głębokiego zawstydzenia tych, którzy w czas morowy lękliwe nieśli za granicę głowy. Myślę z przerażeniem o tym, jakim prawem przyjdzie kiedyś wracać do ziemi, bez której przecież żyć nie można. Z jakim czołem wrócić do ludzi, którzy przez to przeszli?
Jakub Dolatowski Róża Luksemburg, grusze i ptaki
Opracowywałem, od strony botanicznej zielnik, jaki w 18 brulionach zestawiła Róża Luksemburg, oddając się temu głównie już w aresztach i więzieniach. Wklejała zasuszone rośliny wprost na karty zeszytów i skrupulatnie starała się opatrzyć właściwymi nazwami – łacińskimi i niemieckimi, zapisując obok rozmaite notatki z lektury pism czołowych ówczesnych botaników czy własne wątpliwości, pytania i uwagi, a i wspomnienia, i szkice z natury. Była uosobieniem wyjątkowej wrażliwości i precyzji w obserwowaniu świata, wszystkich jego przejawów i odsłon: od zasad ekonomii, ekspansji wyzysku i rewolucyjnej kulminacji przemian społecznych, po geologię i strukturę minerałów, budowę kwiatów czy głosy ptaków – dajmy na to po głos sikorki odwiedzającej więzienny dziedziniec, której „cwi-cwi” chciała mieć na grobie, za cały funeralny napis.
Krzysztof A. Worobiec Chałupa z Warnowa – cz. 2
10 lipca 2001 "Gazeta Współczesna” w artykule "Znikają z krajobrazu" pytała: „Czy uda się uratować jedną z nielicznych istniejących chat mazurskich […] Stacji badawczej PAN w Popielnie nie stać na to, nie mówiąc o remoncie […] Czekamy na decyzję PAN”. Polska Akademia Nauk nadal milczała i czekała. Na co? Wtedy nie wiedzieliśmy, ale po wielu latach dowiedzieliśmy się, że nasze działania spowodowały, że – wbrew zaleceniom konserwatorskim – zaczęto szukać innych chętnych do translokacji chałupy w okolicznych skansenach (m.in. w Olsztynku i Węgorzewie), jednak nikt nie odważył się podjąć tego wyzwania. A czas leciał, chałupa też: pod koniec czerwca zawalił się południowy szczyt chałupy – ten ładniejszy.
Jan Maria Kłoczowski Z podróży Alberta Camusa
Powtórzyć pieszo, z plecakiem na plecach, trasę wiodącą z Monte San Savino do Sieny, przemierzyć krainę oliwek i winogron, których zapach czuję, wędrować po ciągnących się aż po horyzont wzgórzach z niebieskawego tufu i ujrzeć Sienę o zachodzie słońca z jej minaretami wyglądającymi jak te z doskonałego Konstantynopola, dotrzeć do miasta nocą, bez pieniędzy, samotnie, spać przy fontannie, być pierwszym na Campo w kształcie dłoni, która oferuje nam największe, po Grecji, z dokonań człowieka. [...] Chciałbym, żeby na starość dane mi było wrócić na tę drogę do Sieny, której nic na świecie nie dorówna, i umrzeć tam w rowie, otoczony jedynie życzliwością nieznanych mi Włochów, których kocham.
Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (43)
Miejsce: schody przy zejściu do podziemia dworca kolejowego w Krakowie. Czas: 6 czerwca. W kalendarzyku, z 1996, zapisałam: Łazienki, foto Wojciech Karpiński. „Zejście do podziemia” zrobiłam w ostrym, późnopopołudniowym słońcu, po powrocie z Warszawy, gdzie, w południe tego dnia, byłam umówiona z pisarzem na portret.
Katarzyna Kuczyńska-Koschany Pod tlenem – 55 sonetów (XIV)
Zapach, smak, barwa, dojrzałość i wszelkie między nimi synestezje przelewają się poza granice wyrażania – poeta próbuje je: a to powstrzymać trzykropkiem (poetycki inhibitor), a to przyszpilić wykrzyknikiem (poetycki gwóźdź), a to ujarzmić inaczej – dłuższą frazą, enumeracją. Uważa się, że sonet trzynasty, podobnie jak czternasty i piętnasty, tworzą triadę wierszy nawiązujących do owocowych martwych natur Cézanne’a i Pauli Modersohn-Becker.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Warto również przeczytać...